Jak powstają nasze projekty?
Część II - Baza na Marsie Dome
Ostatnio opisaliśmy Wam, jak powstał nasz projekt miasta na Marsie. Dzisiaj opowiemy Wam o innym pomyśle, który realizowaliśmy w tym samym czasie. Praca przy nim wyglądała jednak zupełnie inaczej. Dlaczego? Przeczytajcie długą historię krótkiego projektu.
Zaczęliśmy pracować razem dla jednego projektu, jednak od kosmosu ciężko się uwolnić. Mars, Księżyc czy loty suborbitalne to niesamowicie ciekawe zagadnienia i z każdym kolejnym projektem zgłębiamy je bardziej, przy czym wciąż daleko nam do bycia ekspertami. Dlatego nic dziwnego, że kiedy będąc na finiszu projektu marsjańskiego miasta zobaczyliśmy konkurs na zaprojektowanie bazy na Marsie dla kilkudziesięciu osób, bez wahania się zgłosiliśmy.
Pierwsze utrudnienia
Przed nami stanęły dwa główne problemy. Pierwszym był krótki termin realizacji – deadline upływał za kilka tygodni. Drugi to inna forma – zamiast raportu z opisem technicznym musieliśmy przygotować plakat. Co więcej, liczba słów, która mogła się na nim znaleźć, była ograniczona. Byliśmy grupą inżynierów. Jak więc przekazać nasz projekt jedynie obrazem? W ten sposób rozpoczęła się nasza współpraca z Łukaszem, bez którego nie wyobrażamy sobie dziś żadnego projektu. To on odpowiedzialny jest za przepiękne wizualizacje naszych koncepcji.
Pierwsze starcie
Konkurs First Colony on Mars odbywał się w ramach Kuala Lumpur Architecture Festival i był typowym konkursem architektonicznym. Tym razem ważna była idea, co dla nas, jako typowych inżynierów, było trudne do zrozumienia. Projekt powinien być przemyślany, przeliczony i sprawdzony. Projektowanie ładnej wizualizacji bez wchodzenia w szczegóły techniczne? To było dla nas niewyobrażalne.
Zaczęliśmy więc standardowo – od burzy mózgów. Wieczorne spotkanie w knajpce z planszówkami i rozmowa o tym, jak widzimy projekt przy partyjce gry o terraformacji Marsa. Jeden pomysł to baza, która się toczy (nienajlepszy pomysł – nawet na Ziemi nikt takiego domu nie stworzył i nie bez powodu), druga miała działać trochę na zasadzie żagla i przemieszczać się dzięki wiatrowi (abstrakcyjne przy marsjańskiej atmosferze :)), inna była super modułowa i jej konfiguracja miała być zmienna co jakiś czas (jakby życie na Marsie nie było wystarczające trudne i bez przenoszenia modułów z miejsca na miejsce). Świetne pomysły artystów kontra bardzo przyziemne podejście inżynierów. Nasze dyskusje były bardzo zażarte i zajęły nam kilka tygodni. Tak, dobrze pamiętacie – deadline na projekt upływał właśnie za mniej więcej tyle.
DOBRA RADA
Pierwszy projekt potrafi być ciężki. Z jednej strony mierzycie się z nowym tematem, a z drugiej musicie zgrać się jako zespół. Dobrze jest spotkać się na początku w luźnej atmosferze (np. przy planszówkach) i porozmawiać o różnych pomysłach, problemach, koncepcjach i wnioskach.
Jak wyjść z impasu?
W końcu musieliśmy podjąć twarde decyzje – został nam tydzień na złożenie plakatu – co robimy? Postanowiliśmy z jednej strony zrobić coś bardziej szalonego niż zwykła kopuła na Marsie, z drugiej – stworzyć projekt, który ma jakieś uzasadnienie techniczne. Tylko jak wypracować takie rozwiązanie? Dobra metoda to zorganizowanie się na jedno spotkanie ze ścisłym harmonogramem. Daliśmy sobie określony czas na dyskusję o projektach i założenie, że za kilkadziesiąt minut mówimy stop i realizujemy tą koncepcję, która jest najlepsza z wymyślonych. Presja czasu powodowała, że przestaliśmy godzinami dyskutować o różnych możliwościach, a skupiliśmy się na konkretach. Baza musi być dynamiczna, ale nie może się poruszać po powierzchni. Tak powstała koncepcja rozkładanych płatków. Kolejnym etapem było nadanie tej koncepcji sensu. W pierwszej wersji otwierały się jak kwiat, co było jednak nie najlepszym pomysłem – wygięty płatek zasłaniałby światło plus w jego wnętrzu zbierałby się marsjański pył. Kolejna część spotkania dotyczyła szybkiego rozwiązania tych problemów i uzasadnieniu naszej koncepcji. Pomyśleliśmy więc o tym, co by było, jakby płatki otwierały się od wewnątrz do zewnątrz. To było to. Nasza idea nabrała kształtu.
DOBRA RADA
Czasami trudno jest osiągnąć kompromis, który satysfakcjonuje wszystkie strony. Najlepszym wyjściem jest zasada „just enough”. Nie wszystko musi być idealne. Narzućcie sobie presję czasową, np. w ciągu godziny musimy dojść do porozumienia. Po pierwsze załóżcie, że choćby nie wiem co, za godzinę musicie wybrać jedno, końcowe rozwiązanie. Są dwa wyjścia. Albo presja czasu sprawi, że każda strona obniży wymagania i szybciej będziecie odrzucać (lub akceptować) pomysły, bez długich dyskusji i uda Wam się dojść do dobrego rozwiązania. W drugim wypadku nie uda Wam się wybrać jednogłośnie. Wtedy wybierzcie opcję, która przekonała najwięcej osób i zacznijcie ją zrobić. Mówi się, że „done is better than perfect” i to prawda! Zrobiono projekt jest lepszy niż perfekcyjny pomysł, który nigdy nie powstanie. Poza tym bardzo często w trakcie pracy okazuje się, że wpadacie na rozwiązania, które z takiej sobie koncepcji zrobią świetny projekt.
DOBRA RADA
Jednogłośny wybór to zawsze problem. Jak my sobie z tym radzimy? Tradycyjne głosowanie nie zawsze jest dobrym pomysłem – zdanie większości sprawa, że odrzucamy nowe pomysły, bo każdy ma jakieś upodobania. Jak sobie z tym poradzić? My wybieramy pomysł nie na podstawie jego zalet (czy nam się podoba, czy nie, to nie jest ważne), ale wad. Wygrywa ten pomysł, który ma najmniej wad – bo dzięki temu będziemy mieli najmniej problemów w jego realizacji, a więc i projekt będzie lepszy (a to najważniejsze). Jest to dosyć obiektywne kryterium (bo możecie określić na początku, co jest dla Was ważne – czy cena, czy prostota, czy 7 innych czynników) i na tej podstawie wybrać projekt, w którym znajdziecie najmniej słabych punktów w ważnych dla Was kategoriach. I tak mimo świetnej wizji toczącej się kuli na Marsie, odrzuciliśmy to rozwiązanie (chyba nie trzeba tłumaczyć dlaczego), ale płatki działające pod wpływem temperatury miały sens i nie było większych sprzeciwów.
Szybka praca
Mimo euforii związanej z wybraniem koncepcji (po kilku tygodniach) nasz entuzjazm hamował termin – zostało kilka dni na wysłanie projektu, a my nie mieliśmy nic. Nasza praca zbiegła się ze Świętami Wielkanocnymi. Pracowaliśmy więc zdalnie (godząc realizację projektu np. z normalną pracą) w dosyć szybkim tempie. Najpierw podzieliliśmy między siebie zadania i wyznaczyliśmy priorytety. Zaplanowaliśmy dwie wizualizacje (za dnia i nocy, aby pokazać działanie), kluczowe schematy (jak wygląda rozkładanie się płatków, plan 2D wnętrza) oraz główne opisy (zasada działania, wykorzystane materiały, idea). Wszystkie inne elementy były wpisane jako “nice to have” i zabierały się za nie osoby, które swoją część skończyły.
Aby usprawnić pracę, umawialiśmy się na szybkie, dosłownie kilkuminutowe rozmowy) co kilka godzin, gdzie na bieżąco ustalaliśmy kolejne kroki, sprawdzaliśmy, na jakim etapie jesteśmy i podejmowaliśmy dalsze decyzje. W ten sposób w kilka dni przeszliśmy od zupełnego zera do gotowego projektu. Nie był idealny (chcieliśmy zrobić więcej wizualizacji wnętrza), ale był dobry i został wyróżniony w konkursie w ramach tzw. krótkiej listy (50 najlepszych projektów). Jak na pierwszy projekt poszło nam więc świetnie i po raz kolejny sprawdziło się powiedzenie, że “done is better than perfect”.
DOBRA RADA
Mało czasu, dużo pracy? Zwinne zarządzanie projektami bardzo pomaga. Zaplanujcie swoją pracę w sprintach, tylko tym razem nie tygodniowo, jak w IT, ale kilkugodzinnych. I ponownie, W myśl zasady „done is better than perfect” zaplanujcie na każde zadanie określoną część czasu i to, co wykonacie w tym czasie będzie efektem końcowym danej części. Takie podejście pozwala krytycznie spojrzeć na zakres projektu (bo czasu jest niewiele) i maksymalne uproszczenie oraz skupienie się na absolutnych priorytetach.
KILKA SCREENÓW Z PRACY NAD BAZĄ
Idea powstaje na końcu
Zwykle proces projektowania zaczyna się od inspiracji, z której tworzy się cały projekt. Projekt bazy Dome był wyjątkowy, bo zaczęliśmy od projektu, do którego stworzyliśmy ideę. I wszystko pasowało idealnie!
Dome to idea bazy marsjańskiej wykorzystującej materiały z pamięcią kształtu. Koncepcja wykorzystuje znaczną dzienną amplitudę temperatur na Marsie, która sięga kilkudziesięciu stopni. Pod wpływem zmian temperatury w ciągu doby części kopuły w kształcie płatków odginają się w stronę środka bazy, dając dostęp do światła naturalnego i jednocześnie tworząc kopułę, która pozwala uzyskać dodatkową przestrzeń chronioną przed promieniowaniem. W nocy zaś płatki wracają na swoje miejsce i stają się dodatkową warstwą izolującą wnętrze bazy przed niskimi temperaturami w nocy. Dodatkowo po wewnętrznej stronie płatków znajdują się elastyczne panele słoneczne, dostarczające energię, a sam ruch płatków powoduje samoczynne oczyszczanie się paneli z marsjańskiego pyłu.
Wykorzystanie materiałów z pamięcią kształtu pozwoliło przekuć znaczne dobowe różnice temperatur, jakie panują na Marsie, w zaletę. Co prawda ta technologia nie jest na ten moment tak rozwinięta, aby było to możliwe, ale był to z założenia projekt (i konkurs) futurystyczny, a mimo wszystko nasz pomysł był możliwy do wykonania, przy założeniu, że tą technologię rozwiniemy do żądanego stanu.
DOBRA RADA
Idea jest ważna w projekcie – pozwala zebrać cały projekt w jedną, spójną całość. Jeżeli jednak nie macie inspiracji i podeszliście do tego po inżyniersku, to nic straconego. Spójrzcie na swój projekt na sam koniec i pomyślcie, co Wam to przypomina, przy czym najlepiej się sprawdzi, kto mógłby najwięcej skorzystać Przeanalizujcie jeszcze gotowy projekt pod kątem zastosowania i okaże się, że możecie znaleźć jeden główny nurt. W ten sposób możecie stworzyć Waszą ideę. Taka inżynieria odwrotna w projekcie 🙂
Just do it
Długie dyskusje są świetne, bo pozwalają dopracować rozwiązanie. Czasami jednak nie ma na to czasu lub zbyt długo nie jesteśmy w stanie dojść do konsensusu. Wtedy trzeba zastosować bardziej radykalne podejście. Najważniejsze jednak to określenie naszych priorytetów i spisanie elementów, które są absolutnie priorytetowe, a resztę zostawić na liście “nice to have”. Pozwala to cieszyć się skończonym projektem, bo zamiast patrzeć na rzeczy, których nie udało nam się dokończyć, widzimy skończony projekt z dużą ilością dodatkowych elementów poza tymi priorytetowymi.
Czasami czujemy się zrezygnowani, bo wiemy, że umiemy coś zrobić lepiej, ale trzeba brać pod uwagę czas i siły. I to, że nigdy nie osiągniemy ideału. Szklanka może być do połowy pusta, ale może być też pełna, dlatego zachęcamy do zmiany podejścia. Nie jest to łatwe, ale dzięki temu satysfakcja z wykonanego projektu jest większa, a co za tym idzie – rośnie motywacja do kolejnych.
DOBRA RADA
Traktujemy nasze projekty jako MVP, czyli Minimal Valueable Product. Pewnie kojarzycie to pojęcie ze środowiska startupowego. Przy tworzeniu nowych technologii uważa się, że jeżeli Twój projekt w momencie zaprezentowania go światu jest już skończony, to znaczy, że wypuściłeś go za późno.
Tak samo patrzymy na projekty. Wolimy zrobić więcej różnorodnych projektów, niż w nieskończoność ulepszać jeden. Jeżeli ktoś nam zaproponuje zbudowanie naszej bazy na Marsie, to z przyjemnością wrócimy do projektu i zamodelujmy każdą śrubkę. Na razie jednak nie jest to konieczne, więc w naszych koncepcjach schodzimy tylko do takiego poziomu szczegółowości, który według nas jest konieczny.